Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 447.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na widok obrazu jaki im się przedstawił cofnęli się, żałując w duchu niewczesnej gorliwości która ich tu przywiodła. Ale już było za późno; skoro trafiili na tę tragiczną scenę, przyzwoitość wymagała zająć się chorym. Ci tylko co stali najbliżej progu, cichaczem przezornie, wysunęli się na ulicę, ale pan Leonard pozostać musiał, i może nie bardzo się o to gniewał.
Wyróżniał się on od zwykłej rzeszy goniącej li tylko za zabawą i uciechą, tem że szukał korzyści materyalnej i we wszystkiem wynaleźć ją musiał. On więc najpierwszy przyskoczył do Józefa, a widząc że jest bezprzytomny, nachylił się do Teodory.
— Cóż tu się stało? — szepnął.
Kobieta wskazała mu oczyma niepotrzebnych świadków, i dała głośno jakieś tłómaczenie ułożone na prędce.
— Pomóż mi pan uwolnić się od niego — mówiła pół głosem, zwracając się do zacnego Leonarda i wskazując mu ręce swoje uwięzione w dłoniach męża.
Wypełnił ten rozkaz natychmiast i Teodora mogła powstać.