Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 437.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy umiałabym w kuchni przypilnować lichego obiadu, na którego samą myśl czuję mdłości, piekąc sobie twarz przy ogniu i smoląc ręce?
— Nie, nie!
— Czy mogłabym chodzić piechotą, błocąc się i dźwigając obrzydliwe kalosze lub parasol?
— Nie moja droga.
Teodora parsknęła śmiechem.
— A więc widzisz sam — zawołała — że ja muszę być bogatą.
Jakkolwiek konkluzya ta przeprowadzoną była loicznie, i opartą na jego własnych wyznaniach, Józef przecież próbował protestować przeciwko niej.
— Ależ Teodoro, słyszałaś w jakiem znajdujemy się położeniu.
— Położenie twoje, nic a nic nie zmienia mego usposobienia. Oszukałam się idąc za ciebie, sądziłam że masz wielki niezależny majątek.
— Oszukałaś się, ty oszukałaś! — powtarzał nieszczęśliwy Józef, niezdolny jeszcze zrozumieć ją dokładnie — wszakże sama....
— Sama nie miałam nic i właśnie dla tego potrzebowałam bogatego męża — odparła cynicznie.