Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 434.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejmowało go trwogą. Było to więcej i mniej niż się spodziewał, a w każdym razie wróżyło mu jakąś odmianę.
— Masz pani słuszność — wyrzekł Konrad — więc mam nadzieję iż pani zrozumiesz nowe położenie które podjąłem się odkryć i zastosujesz się do niego.
Kobieta raz jeszcze sprobowała spiorunować go olimpijskiem spojrzeniem pełnem chmur, iskier, burzy i piorunów, ale prawnik pozostał niezachwiany, nieporuszony, chociaż piękność jej potęgowała się tym wyrazem, przekształcającym zupełnie jej miękkie rysy.
— Nie zwykłam — odparła końcem ust — odbierać rad od nieznajomych, i uważam dalszą rozmowę za zupełnie zbyteczną.
Rzuciła mu pożegnalne skinienie głowy, jak królowa odprawiająca hołdowników.
— Teodoro — zawołał przerażony Józef.
Ale ona oczekiwała wyjścia Konrada, nie chcąc wyraźnie mieć go świadkiem dalszej rozmowy z mężem. Adwokat zrozumiał dobrze tę taktykę, uczuł zarazem że rola jego tutaj się skończyła, a nawet iż posunął ją zbyt daleko. Pozostawił ich samych.