Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 415.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za cel jedyny użycie, jakim bądź kosztem, patrzą bez serca i sumienia, na cudze śmiertelne walki.
Czoło Teodory było gładkie jak marmur, żadna troska, żadna myśl przykra widocznie przez sen nawet nie zamąciła spokoju jej ducha.
Szła ku mężowi olśniewając go samym widokiem swoim, gdy tymczasem źrenice skośnem spojrzeniem obejmowały nieznaną postać prawnika, z ciekawością właściwą zalotnicom.
— Teodoro, pan Konrad Dalecki, adwokat, mój dawny szkolny kolega — mówił Józef przedstawiając żonie prawnika.
Kobieta skłoniła się z tym wdzięcznym uśmiechem jaki miała zawsze, i dla każdego na zawołanie. Poczem spokojnie przeszła do stolika z herbatą, przy którym zajęła zwykłe miejsce, nie zwracając pozornie więcej uwagi na Konrada.
— Doprawdy — wyrzekł prawnik — nie chciałbym państwu przeszkadzać, ale interes który mnie tu sprowadza, jest ważny i gwałtowny.
Oczy Józefa zwróciły się na Konrada, z tym gorączkowym wyrazem, jaki cechuje niespokojne sumienia, a żona jego ściągnęła pogardliwie ramiona, jakby pytając z jakiego świata pochodzi