Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 402.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nach dla tych co mają wolę go szukać, a duch nasz jest jego kościołem.
Dziewczyna słuchała go ze złożonemi rękoma.
— Ja to czuję — wyrzekła zwolna — pan masz słuszność. Czemuż wszyscy tego rozumieć nie chcą?
Mówiąc to miała na myśli swój świat rodzinny, tak mało odpowiadający jej duchowym potrzebom.
Stanisław westchnął cicho, on także myślał o matce i ojcu, którzy kochali go nie tak jak on chciał i powinien był być kochanym.
— Panno Ksawero — szepnął — są rzeczy na które niema lekarstwa.
— Tak jest — odparła — czy pan rozumiesz to i także?
Gorący rumieniec wystąpił na twarz Stanisława, on nie mówił jej nigdy o swych drażliwych domowych stosunkach.
— Rozumiem aż nadto — szepnął.
— Więc — zawołała nieuważnie — jesteśmy w jednem położeniu!
— Nigdy panno Ksawero, nigdy, bądź o tem przekonaną nie możem być w jednem położeniu!