Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 365.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę — odparł złamanym głosem — ale czy przez to położenie moje jest mniej straszne. Czy nie rozumiesz że ja wolałbym zwątpić o sobie samym niż o ojcu, że świat cały mąci mi się przed oczyma, wszystkie zasady chwieją, bo w końcu cóż jest stałego i pewnego na świecie, może to wszystko w co wierzyłem dotąd było mrzonką tylko, może uczciwość ludzka to dwuobliczne bóstwo, w którem każden dopatruje to czego pragnie, i urabia według własnego sumienia.
— Nie powinniśmy — odparł Konrad — brać za normę to co widziemy w koło siebie ani to co jest, ale to co być powinno. Stasiu w jakich bądź znajdujemy się okolicznościach, brońmy się od ich wpływu, nie poświęcajmy im zasad, bo wówczas tylko możem wyjść zwycięzko z walki życia.
— Masz słuszność — zawołał Stanisław, porwany słowami jego — masz słuszność, przecież świat wywiera straszną rozkładową siłę, idąc swoim nieubłaganym torem. Ileż razy przekonywamy się z przerażeniem, że wiara, cnota, uczciwość i to wszystko w co pragnęliśmy ufać, było złu-