Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 353.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez głupotę, i znosiłam twoje brutalne obejście, twoje wymagania, twoją obecność. Sama byłabym odeszła ztąd każdej minuty, bogdaj na śmierć głodową. Znosiłam, cierpiałam dla dzieci, dla dzieci tylko.... a dzisiaj to daremnie, nie potrafiłam Natalki uchronić od śmierci. Niegodna jestem być matką, patrzałam na jej powolne konanie, nędzna, nieudolna, bezsilna.
I padła na kolana przy łóżku dziecka, ukryła twarz na zastygłem ciałku jakby żebrała przebaczenia u trupa, za mimowolne przewinienia. Łzy wytrysnęły z jej suchych dotąd źrenic, a łkanie konwulsyjne rozrywało piersi.
Horyłło patrzał na nią przez chwilę, potem zastanowił się widać że co się stało odstać się nie może, iż w tej chwili wszelka polemika z żoną, byłaby bezskuteczną, a w końcu że trzeba było zająć się pogrzebem zmarłego dziecka, a od tych wydatków i formalności, nic go uwolnić nie mogło. Wziął więc kapelusz rzucony przy wejściu, otrzepał i ogładził starannie, nałożył na głowę i wyszedł mrucząc przez zęby.
— Ta kobieta zawsze była waryatką.