Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 274.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samo. Ot cała sprawa, udała mi się, niema co mówić.
Pan Strzygalski przeplatał to opowiadanie charakterystycznemi giestami.
— Z kobietami to tak — ciągnął dalej — trudno coś obrachować stanowczo na tyle ot! można ich kupić, a można i nie wiedzieć czem zrazić na amen, że po tem już nic nie pomoże. Ale tej biedaczki to zrobiło mi się żal strasznie.
— Ale cóż powie żonie Horyłło jak papierów nie zastanie?
Strzygalski wzruszył ramionami.
— Ha — wyrzekł — nie będzie jej gorzej jak jest teraz, choćby ją zabił nawet. Ale on tam nie prędko zajrzy; przechodząc widziałem go jak szedł do Stępkowskiego w licznem towarzystwie, miałem ochotę szepnąć że mu dziecko umiera, ale co mi tam.... wolę go pójść za niego pochować.
I według słów zabierał się do wyjścia, wahał się jednak i namyślał.
— A jakże będzie z papierami? — szepnął nieśmiało zbliżając się do Konrada.
— Jeśli mi nie ufasz panie Strzygalski, to zabierz je z sobą, aż póki nie ugodziemy się ostatecznie.