Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani współzawodniczyć z nim w podobnych interesach.
— Dziś z rana — mówił dalej poszedłem do mieszkania Horyłły, wiedziałem że go nie zastanę, bo on rzadko kiedy w domu nawet nocuje, dowiaduję się od stróża że męża niema, a żona siedzi nad chorem dzieckiem, jak zwykle bez grosza przy duszy. Myślę sobie pójdę, spróbuję, czy tak czy owak, według okoliczności, może mi się uda, a jak nie uda, to i tak nie wiele stracę. Zastaję kobiecinę bladą, mizerną prawie w łachmanach, dziecko umierające; gadam do niej o interesach, ona nic nie rozumie, ale o tej baletniczce co mąż utrzymuje to wiedziała, zwyczajnie jak kobieta, i to ją może najgorzej obchodziło. Patrzę recepta zapisana leży na stole, a ona spogląda na nią i na mnie miłosiernemi oczami, więc poszedłem do apteki, biedaczka nie miała za co kupić lekarstwa, zaryzykowałem rubla, ot z tych samych com dostał od jej męża przed kilku dniami, i myślę sobie niech tam.... Wracam, kobieta wyskoczyła do mnie jak do zbawcy, nie ma za co myślałem, ale napomknąłem jej o zielonej tece, a ona zaraz do szuflady i wtyka mi ją w rękę, i Boże odpuść gdybym chciał jej duszy, dałaby mi ją tak