Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 267.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny i zbrukany, człowiek ten mógł w głębi serca znaleźć współczucie dla tak wielkiego nieszczęścia.
Teraz pilno mu było obejrzeć swoją zdobycz, i pochwalić się nią przed Konradem, bo nie mógł prawie uwierzyć by z taką łatwością, dostał tak ważne dokumenta, za które gotów był dobrze zapłacić. Szedł więc prosto na ulicę Leszno do młodego adwokata.
Była to godzina w której Konrad był w domu, godziny te jednak najczęściej upływały samotnie, rzadko bardzo przerywało je przybycie jakiego klienta; początkujący prawnik, pogardzający blichtrem i reklamą, nie miał dotąd pola pokazać swoich zdolności; w milczeniu i pracy czekał swojej godziny, jeśli ta kiedykolwiek nadejść miała.
Strzygalski wszedł ze zwykłą niepozorną miną, jednak nie trudno było Konradowi poznać, iż coś ważnego musiało go tu sprowadzić.
— Masz mi pan coś nowego powiedzieć? — zapytał.
— Może się i znajdzie — odparł po swojemu zagadniony.
— Cóż odkryłeś pan Rozalję?