Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 254.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powoli straszne położenie w jakim zostawała zacierało w niej wrodzone piętna godności. Siedziała skurczona z włosami starganemi drżąc od chłodu po nocy bezsennej, nie zważając na resztę dzieci które przerażone nieruchomością matki siedziały smutne po kątach. W tej chwili Natalka droższą była dla niej od świata całego.
Michasia starała się bawić najmłodszą siostrzyczkę napierającą się czegoś.
— Mamo — szepnęła zbliżając się do Teresy i ciągnąc ją za suknię — mamo.
Kobieta wstrząsnęła się i podniosła na nią zagasłe oczy.
— Mamo trzebaby Marylce ugotować kaszki, bo głodna.
— Trzebaby, tak trzeba, ale Michasiu patrz Natalka, chora a ojciec nie wraca.
— Albo to ojciec Natalce co poradzi? — odparła dziewczynka — a jak będzie krzyczał to jeszcze ją obudzi.
Dreszcz zimny przebiegł ciało Teresy, załamała ręce.
— Ojciec musi dać na lekarstwo — szepnęła.