Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 249.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powinien był mieć miliony, a skoro ich nie miał, prędzej lub później musiał nastać dzień, w którym fantazye jej nie mogły być spełnione, a wówczas....
Teraz dzień ten nie nadszedł jeszcze, bo drzwi otworzyły się z trzaskiem, i wszedł Józef. Twarz jego była bladą, a w oczach migotał jakiś blask trwożliwy i niepewny, co zapalił się przed chwilą, i miał w nich już gościć na wieki, ale usta uśmiechały się dziwnym, przymuszonym uśmiechem.
Przystąpił do żony i pochwycił jej rękę.
— Chodź Teodoro — zawołał ochrypłym głosem, jakby ciężar jaki przygniatał mu piersi.
Pociągnął ją do okna, ona dała powodować sobą, nie zważając że ręce jego były zimne jak lód, na dziedzińcu stał Bewerley trzymany przez stajennych.
— Masz — wyrzekł — to czegoś chciała, ale pamiętaj, koń ten kosztuje mnie drogo.
Kobieta nie słuchała go, nie myślała wcale wchodzić w cenę żądanej rzeczy, tylko z chwilową radością, rzuciła się w objęcia męża, i całowała go z uczuciem, jakiego nie doznawał od dawna.