Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O cóż to idzie? — wyrzekł pan Leonard zatrzymując się niechętnie z owym stereotypowym uśmiechem na ustach, świadczącym że pupilla i jej prośba nie obchodziła go wcale.
— Wuju, mama powiedziała mi że jesteś naszym opiekunem — szepnęła nieśmiało dziewczyna.
— Niewątpliwie Ksawerko!
— A więc zdaje mi się — wyrzekła coraz ciszej — iż ty powinieneś myśleć o naszej przyszłości.
Nie wiadomo czy ta konkluzya podobała się szanownemu panu Horylle, w każdym razie jednak przeczyć nie wypadało, czekał więc co dalej usłyszy.
Pymyślałam — mówiła podnosząc na niego promienie swych wielkich, inteligentnych oczów — iż mogę zwrócić się do ciebie wuju z prośbą, nieprawdaż?
— Bezwątpienia, bezwątpienia — odparł ze skrywanem nieukontentowaniem opiekun.
Ksawera odczuła może ten odcień, bo milczała nie mogąc zdobyć się na wypowiedzenie żądania swego.