Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wiedziałam że mi to odpowiesz — zawołała — czułam dobrze iż mogę myślić i mówić zawsze za nas dwoje.
— Kazimiero — szepnął Konrad zwilżonym głosem ten co przy tobie nie stałby się czystym i świętym jak ty sama, nie byłby wart spojrzenia twego.
— Pan psujesz mnie okropnie — wyrzekła Kazimiera z łagodną żartobliwością — utrzymujesz mnie w atmosferze takich hołdów, iż na końcu gotowa byłabym uwierzyć żem z innej gliny ulepiona niż świat cały.
— Alboż tak nie jest.
Podniosła palce z lekką groźbą chcąc mu nakazać milczenie.
— Nie możemy zaglądać w cudze myśli i serca Konradzie, nie wiemy co się w nich dzieje, wierz mi ludzie są często lepsi od swoich czynów, i nigdy prawie nie pojmują zła jakie wyrządzają. Nauczyło mnie tego życie, a ty wiesz że ono nie było zasłane różami.
— Być może iż się nie mylisz Kazimiero, ale cóż ztąd?
— Powinniśmy im przebaczać gdy nas ranią.