Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mogła mówić długo, on nie zdawał się jej słyszeć, ukrył twarz w dłoniach i pozostał tak zatopiony w myślach bolesnych.
— Więc to ja — zawołał wreszcie — stałem się powodem złego które panią spotyka.
— Nie — odparła z nieskończoną słodyczą pochylając się mimowoli nad głową jego — pan dałeś mi siłę i odwagę życia.
— Pani jesteś aniołem wiem to nie od dzisiaj, i dla tego chciałbym zmiażdżyć tych co cię śmią posądzać.
— Ja nie wiem czy mnie posądzają i nie chcę o tem wiedzieć, ja nie poddaję się sądowi świata i pytam jedynie sumienia mego co mam uczynić, a ono jest czyste. Ale świat ma prawo sądzić ludzi wedle praw swoich a my... my kochamy się panie Konradzie wbrew prawom, jego więc cóż dziwnego że mnie potępiają; ja zniosę to bez szemrania i skargi, jako słuszny okup jedynego szczęścia jakie doznałam.
Było tyle prawdy i miłości w tych słowach że on podniósł głowę i ujrzawszy nad sobą jej płonące oczy, musiał zrozumieć siłę uczuć tej kobiety.