Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiła to z tłumionem wzruszeniem, chociaż pierś jej falowała, a w oczach zapalały się jakieś posępne blaski.
— Każden pracujący na chleb powszedni, związany jest ze światem — wyrzekł Konrad ponuro.
Skłoniła głowę w milczeniu, ze smutnym spokojem na znak potwierdzenia, zresztą on powtarzał jej własne słowa.
— Dawniej jednak — zawołał po chwili młody adwokat — pani miałaś lekcye.
Nie przeczyła mu, tylko białe jej czoło oblało się różową łuną.
Tym razem on dostrzegł to, i rzucił się na miejscu jak człowiek dotknięty znienacka gorącem żelazem.
— Kazimiero! pani! — zawołał gwałtownie — czy nie mnie zadzięczasz to nowe nieszczęście?
Wzruszyła ramionami z wyrazem najwyższej spokojnej godności.
— A gdyby i tak było spytała podnosząc głowę z hardym wyrazem, czyż nie powinnam mieć odwagę czynów i uczuć moich. Z resztą uspokój się pan, nie ma tu żadnego nieszczęścia, potrafię chwycić się innego zarobku.