Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na Boga Teodoro, zawołał Józef, ja ciebie nie rozumiem.
Był blady śmiertelnie, ona patrzyła na niego z chłodną litością.
Przez długą chwilę małżonkowie mierzyli się oczyma, z jednej strony była pokora i skrucha, z drugiej tryumfująca potęga.
— Ty wiesz, wyrzekła wreszcie kobieta, że ja muszę mieć czego pragnę.
On poruszył usta jakby chciał przemówić, ale nie wyszło z nich słowo żadne.
— Cóż? spytała niemiłosiernie stawiając mu tem słowem pytanie bytu.
— Będziesz miała wszystko, szepnął mąż zwyciężony opuszczając ramiona ze zniechęceniem człowieka, któremu wysuwa się z ręki deska zbawienia.
— Kupisz mi Bewerley’a, wyrzekła, chcąc według przysłowia, kuć żelazo póki gorące.
— Kupię, odparł głucho.
— A widzisz, zaśmiała się Teodora, że na wszystko jest rada.
On spojrzał na nią takim wzrokiem, iż śmiech zamarł jej na ustach, potem pochwycił ją gwałto-