Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha, zawołała tonem kontrastującym dziwnie z dotyczasową pieszczoną mową stawiając gwałtownie świecznik na stoliku, czemuś nie powiedział mi tego wcześniej.
Mąż spoglądał na nią z przerażeniem, nie podobną była w tej chwili do tej miękkiej istoty co obsypywała go uściskami i wykradała całusy, twarz miała bladą i wzrok błyszczący, tylko piękność w tym nowym charakterze była nie mniej potężną.
— Wcześniej, powtarzał Józef olśniony, wcześniej, ja sądziłem.... miałem nadzieję.
— Jaką nadzieję.
— Że będziem mogli pozostać.
— Mów za siebie, ja zostaję.
Rzuciła mu te słowa z wyniosłym uśmiechem.
— Ty, ty zostajesz, szeptał mąż, jakby nie chciał lub nie mógł pojąć znaczenia tych słów.
— Ma się rozumieć, powtórzyła z okrucieństwem kobieta, nie jestem stworzoną do sielanki, mnie potrzeba ruchu, gwaru, miasta, ludzi, strojów, zabawy, rozumiesz... Gdy to mówiła zmienne źrenice jej pałały, ruchliwe nozdrza zdawały się rozszerzać wspomnieniem lub żądzą.