Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sypałem wszystkiem czego zażądała dotąd, ona musi mnie kochać, mówi mi to co dzień.
Pomimo woli wątpliwości jego wychodziły na jaw, w usiłowaniach jakie czynił by je oddalić.
Tym razem Horyłło o mało nie parsknął śmiechem w oczy dobrodusznego Józia.
— Tak, tak — powtórzył tłumiąc niewczesną wesołość, zdaj to na żonę.
Ułożywszy rzecz w ten sposób, powrócili obaj do loży Teodory, która zdawała się wcale nie uważać ich nieobecności, ale otoczona gronem młodzieży, jaśniała jak słońce blaskiem wdzięków i wesela.
Chmury zalegające czoło Józefa, rozeszły się na ten widok. Usiadł na dawnem miejscu i czekał stosownej pory by rozpocząć poważną rozmowę i żądać od tej samolubnej motylowatej istoty, dwóch rzeczy zupełnie dla niej niezrozumiałych, rozsądku i przywiązania.
Późno w nocy dopiero po świetnej kolacyi u Boucquerel’a, na którą Teodora w imieniu męża, zaprosiła pół tuzina znajomych, mąż i żona znaleźli się sami, w apartamencie jaki zajmowali w Angielskim hotelu. Im więcej jednak zbliżała się