Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ ja tego nie mogę uczynić, człowieku miej miłosierdzie.
Na te słowa, pan Leonard wyprostował się dumnie, z całym majestatem obrażonej cnoty.
— Alboż to ja pożyczam — zawołał — wiesz dobrze iż dałbym ci bez rewersu na słowo.
— Prawda, przebacz mi — wyrzekł zmieszany Józio, który widział w towarzyszu jedyną deskę zbawienia, w położeniu jakiem się znajdował — ależ sam widzisz dobrze że to niepodobna.
— To już zależy od wyobrażenia — odparł Horyłło — nie namawiam cię do niczego, prosiłeś mnie o pośrednictwo, powtarzam ci więc cudze żądania, za które nie biorę odpowiedzialności.
— Cóż ja mam począć — mówił Sumski — trąc czoło z prawdziwą rozpaczą — Teodora potrzebuje wierzchowca, strojów coraz nowych.
— Ma się rozumieć, tak piękna kobieta, bez podobnych rzeczy obejść się nie może.
— Ależ ja nie mam, ja nie mam — powtarzał mąż.
— Hm! — mruknął złośliwie powiernik — trzeba się było wprzód obrachować z kieszenią, pię-