Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zabrakło mi odwagi, w jej pytaniu była wątpliwość jeszcze.
— Boże! zawołałem nieprzytomny prawie: Boże, miej litość nndemną!
— Powiedz, żeś nie ty... powiedz to jedno słowo! Czyż nie widzisz, że konam czekając na nie?
Mrok nocny zakrywał mi zmianę jej twarzy, ale głos był ostry, syczący, urywany, przeraził mnie brzmieniem swojem. Nie znalazłem już odpowiedzi. Ona zrozumiała milczenie moje, nie mogła się na niem omylić, z rozpaczą załamała ręce gwałtownie, a z piersi jej wydobył się jęk stłumiony a straszny, jakby w tej chwili serce jej pękło. Minutę jeszcze stała na miejscu jak skamieniała; spoglądałem na nią z rozpaczą i przerażeniem, czekając słowa z jej ust, które miało być wyrokiem moim, ale nie wyrzekła go, pochyliła głowę na piersi i zachwiała się. Martwą prawie pochwyciłem w ramiona; obronić mi się nie mogła. Uczułem tylko krew gorącą płynącą z jej ust, uczułem jej głowę zwieszoną bezwiednie na mojej piersi i serce bijące słabo a nierówno.
Byłem podwójnie mordercą: zabiłem to, com nienawidził, i to, com ukochał, a jakkolwiek straszna była wina moja, zadośćuczynienie straszniejsze było jeszcze.


∗             ∗


I cóż powiem więcej o smutnej przeszłości mojej? Mamże opisywać cierpliwe, powolne konanie Anielki? mamże opisywać uczucia moje? Są cierpienia, dla których braknie słów w ludzkiej mowie. Idąc