Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydać nie może. Jakiem prawem rękę krwią skalaną mogłem podać Anielce i związać jej niewinne przeczyste życie z życiem mordercy? A jednak ona była jedynym celem zbrodni mojej, spełniłem ją dla niej jednej. Teraz już nie mogłem się cofnąć, cokolwiek wypaść miało; musiałem iść naprzód drogą swoją i dźwigać do śmierci ciężar wyrzutów i niepokojów tem straszniejszych, że w przyszłości odpowiedzialność za to co się stało spaść mogła i na nią.
Pogrążony w myślach, z bijącem sercem zajechałem przed ganek. Staś w czarnej sukience wybiegł naprzeciw mnie. Wieść o śmierci Leonory wyprzedziła mnie tutaj: dziecię jej ubrane w żałobę. Wysiadłem, wziąłem syna na ręce dawnym zwyczajem, ale w chwili gdy usta moje dotknąć miały ust jego, zatrzymałem się przerażony. Jakkolwiek była matką jego, jam go uczynił sierotą; pocałunek mordercy zdawał mi się świętokradztwem.
— Tato, co tobie? pytał Staś wyciągając do mnie ręce, gdym go znowu postawił na ziemi.
Czułem, żem bladł i chwiał się.
— Gdzie Anielka? spytałem nawzajem, nie podnosząc na dziecko oczu utkwionych w ziemię ponuro.
Chłopczyk wyciągnął rączkę: we drzwiach stała Anielka z twarzą białą jak ściana, o którą się wspierała plecami; była świadkiem tej niemej sceny, a wzrok jej pytający, trwożny, zawiał na mnie z niepokojem dziwnym. I zdało mi się, żem w nim wyczytał podejrzenie; ale wszakże jam je widział w każdem oku i na każdej twarzy, to musiało być złudzenie rozszalałych zmysłów, wszakże nie podejrzewał mnie