Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stałem patrząc na nią osłupiały prawie, gdy Władysław, który nie stracił przytomności, dotknął ramienia mego.
I czegóż pan czekasz? wyrzekł gwałtownie, patrząc mi w oczy z wyrazem nieubłaganej surowości. Zadzwoń pan; zawołaj kobiet, trzeba ją najprzód rozebrać, położyć.
Nie byłem w stanie dobrze zrozumieć czego chciał odemnie.
— Na miłość Boga! pomocy! wody! mówił doktór rozrywając nożem jej stanik, którego rozpiąć nie mógł i oglądając się na wszystkie strony. Czy nie widzisz pan, że skonać może w rękach naszych.
Te ostatnie słowa zbudziły mnie jak ze snu.
— Anielka kona! krzyknąłem jak wściekły.
I chwytając jej zimne ręce cisnąłem do ust rozszalały.
Ale ten jęk rozpaczy nie rozbroił wcale Władysława.
— Pan zadałeś jej śmierć, zawołał, nie mogąc pohamować się dłużej; ja byłbym jej dał życie; twoja to miłość ją zabiła.
— Jam ją zabił, jam zabił! powtarzałem wpół obłąkany.
Jakkolwiek wyrazy te były okrutne, czułem ich sprawiedliwość: gdyby nie ja, ona byłaby swobodną, szczęśliwą; kochana przez Władysława, ukochałaby go wzajem, miłością, którąby przyznać mogła, którąby Bóg i ludzie uświęcili. To ja przeklęty stanąłem na jej drodze, i ten kwiat rozkwitający tak pełnem życiem, uwiądł pod tchnieniem mojem. W sza-