Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rok temu bawiliśmy się wesoło, nieprawdaż pani? ale dziś wątpię, by dopisali goście, wszakże mamy ślub w sąsiedztwie.
Rzeczywiśce i ślub miał się odbyć w parafii, ale nie dnia tego ja i Anielka dobrze wiedzieliśmy o tem, ale nawzajem zrozumieliśmy szlachetną myśl Władysława. Szło mu o matkę moją: ona nie powinna była się domyślić niechęci świata, nie widziała wyrazu oczu naszych, ją trzeba było uspokoić koniecznie.
Doktór usiadł i zaczął z nią rozmowę o ślubie tym, na który niby był proszony, o tysiącu potocznych rzeczy; ale choć słowa jego były wesołe, surowe czoło spuszczało się ku ziemi, raz wraz spoglądał z boku to na mnie, który łamałem się sam z sobą w bezsilnej wściekłości, to na twarz Anielki smutną i zamyśloną, to na Stasia wreszcie, który nieustannem szczebiotaniem drażnić ją musiał. Bądź jak bądź, winienem mu był wdzięczność za pomoc, jaką nam przyniósł, za dobrą wolę szczególniej; ale to samo już dowodziło, że głęboko wniknął w położenie, że wiedział lub domyślał się wszystkiego, co mówiono przeciwko nam. A ja postawiłem sobie pytanie: czy mógł w to uwierzyć? czy był tutaj jako przyjaciel, czy też jako badacz?
W tej chwili wszedł służący i oddał list Anielce.
— Od kogo to? zapytałem, tknięty dziwnem przeczuciem.
— Nie wiem, odparł lokaj.
— Kto go przyniósł?
— Nie wiem, jakiś człowiek nieznany, i odszedł zaraz nie czekając odpowiedzi.