Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potem zwinna i szybka jak młoda sarenka, poskoczyła ku miejscu gdzie byłem ukryty, nie widząc mnie wcale, nie domyślając się obecności mojej, bo zwykle nie byłem tak rannym gościem w ogrodzie.
Wówczas stanąłem przed nią niespodzianie; Anielka widząc mnie aż krzyknęła z radości, wzrok jej rozpromienił się najpiękniejszym wyrazem kobiety: miłością.
— To ty! zawołała. Jakimże cudem spotykam cię o tej godzinie?
— Chciałem ci powinszować najpierwszy, zobaczyć najpierwszy; ale powiedz, czego ci mam życzyć?
— Czego? powtórzyła niby z wyrzutem; tego, byś kochał mnie zawsze, byśmy nie rozstawali się nigdy.
— Anielko, tego ci życzyć nie potrzebuję.
— Więc niechaj nic nigdy nie zmieni się pomiędzy nami, wyrzekła patrząc na mnie okiem zwilżonem.
Wstrząsnąłem głową.
— Ty wiesz, że to się zmienić nie może, mówiłem ogarniony jej wzruszeniem.
I podając jej zegarek, dodałem:
— Oby znaczył ci tylko godziny szczęścia!
Pomimo wzruszenia, Anielka spojrzała na niego z zachwytem.
— Jakież to śliczne! zawołała ucieszona jak dziecko, oglądając go na wszystkie strony. Jakiś ty dobry, Kazimierzu!
Mimowolnie przypomniałem sobie, z jaką obojętnością Leonora przyjmowała stokroć kosztowniejsze dary, jaką mi to przykrość sprawiało, i rozradowałem się szczerze radością Anielki.