Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez ukrytej myśli, owszem nawet z pewnym niepokojem, by ktoś obcy nie przerwał nam tych błogich chwil ciszy i zachwytu, jakich używaliśmy razem. Bo jeśli ludzie byli przeciwko nam i obrzucali nas błotem domysłów swoich, za to natura i wszechświat cały rozbrzmiewały nam hymnem szczęścia, niebo zdawało się spoglądać na nas łaskawie srebrnemi gwiazd oczyma i zlewać przez nie błogosławieństwo w czyste serca i czyste myśli nasze. Kwiat każdy uśmiechał się do nas, ptak na gałęzi zdawał się witać przyjaznym głosem, a my rozumieliśmy te rozpierzchłe dźwięki przyrody, bośmy zharmonizowali się z nią duchem, one miały odbicie w piersiach naszych uderzających jednozgodnie, a miłość otworzyła nam oczy i serca.
Tak mijały znów dni i miesiące; pogoda wróciła do myśli mojej, bo zniknęły zastraszające symptomata choroby i Anielka była znowu swobodną, czerstwą i piękniejszą niż dawniej. Mógłżem pamiętać o troskach moich, gdy z uśmiechem na twarzy; z wejrzeniem promieniejącem miłością, darzyła mnie słowami nieporównanej słodyczy, gdy czułem się tak bardzo, tak szlachetnie kochanym?
Nieraz o ściany naszego domu rozlegały się głosy wesołe; nieraz śmiech jej srebrny przerwał ciszę wieczorną, a wówczas i blade rysy matki ożywiały się, i ona była szczęśliwą weselem naszem, choć nie pojmowała go dokładnie, nie wiedziała, że pomiędzy nami było coś więcej, niż braterskie uczucie. Przynajmniej ta troska oszczędzona jej została; ach! ona nie byłaby nas potępiała, tylko myśl jej nie rozer-