Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy chcesz pan mówić o matce swojej? spytał badawczo.
— Tak jest, najprzód o nią zapytać chciałem, odparłem mimowoli spuszczając oczy, bom się czuł zmuszonym do kłamstwa.
Jakiś pół-uśmiech szyderczy a smutny przemknął po ustach Władysława; widać słowa moje nie oszukały go wcale, ale nie dał tego poznać po sobie i odparł poważnie:
— Stan choroby nie zmienił się, bo wątpię, by się mógł zmienić na dobre, ale też i nie pogorszył się nazbyt. Jest to lampa gasnąca, zupełne wyczerpanie sił żywotnych, na które nauka nasza nie posiada radykalnego środka. Zdanie moje objawiłem panu oddawna i nie zmieniłem go dotąd.
Uderzyła mnie dziwna oschłość tej odpowiedzi, i milczałem przez chwilę, czekając od czegoby zacząć dalszą rozmowę.
Ale Władysław nie nadużywał swego położenia i po krótkiej przerwie mówił dalej:
— Inaczej rzecz się ma z panną Anielą.
Czułem jak na te słowa dreszcz mnie przeszedł od stóp do głowy, ale czułem także jego badawcze oko na sobie. Głos jego był niepewny gdy wymawiał jej imię; jednakże mówił nie zważając na moje ani swoje własne wzruszenie:
— Przed kilku tygodniami nie taiłem przed panem tego, jakie obawy jej usposobienie wzbudzało we mnie; dziś obawy te wzrosły, bo fakta je potwierdziły.
Zamilkł na chwilę; widocznie mówiąc do mnie w ten sposób, spełniał ciężki obowiązek sumienia, bo czoło jego sposępniało, a twarz zbladła.