Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I prawnik uniesiony zapałem, jakby przed kratkami zaczął rozwijać świetnie teoryę swoją. Nie byłem w stanie go słuchać: ogarnęło mnie uczucie okropności mego położenia. Na te słowa „cierpienia jednostek” blada twarz Anielki stanęła mi w oczach; w tej chwili nie myślałem nawet o samym sobie, ale za cóż ona cierpieć miała? i załamałem ręce rozpacznie.
Ten ruch wymowny zwrócił uwagę udwokata mego, budząc go do rzeczywistości.
— O czem pan pomyślałeś? zapytał, sądząc może, iż trafiłem na pomysł jaki, lub przypomniałem sobie fakt, mogący być przydatnym w tej nieszczęsnej sprawie.
Wstrząsnąłem tylko głową.
— Myślałem, odparłem, o istocie droższej mi nad wszystko, której oszczędzić boleści chciałbym kosztem własnego życia.
Prawnik ścisnął mi rękę.
— Bądź pan spokojny, wyrzekł; zrobimy wszystko co możliwe, i więcej jeszcze jeśli to podobna; ja sam jutro będę u żony pana, i w braku współdziałania, zapewnić sobie muszę przynajmniej neutralność.
Tak rozstaliśmy się z człowiekiem, w którego ręce złożyłem wszystkie nadzieje moje; wychodząc z jego mieszkania, uczułem się bardziej jeszcze samotny i zrozpaczony niż wprzódy, Teraz rozpoczynał się dla mnie czas najokropniejszej próby, jaka istnieje dla czynnych natur: czas wyczekiwania i niepewności. Nie wiedziałem co uczynić z sobą, jak zapełnić te nieskończone godziny dnia i nocy, w których