Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz jeszcze, czy zechcesz wspierać mnie w zerwaniu więzów naszych, czy też staniesz w poprzek drogi mojej?
Kobieta znów uśmiechnęła się litośnie.
— Doprawdy Kazimierzu, boli mnie to, że zrozumieć mnie nie chcesz. Są rzeczy, w których brać współudział zabrania mi sumienie, i nawet dobrze zrozumiany twój własny interes. Zaślepienie twoje, jak wszystko ziemskie, przejdzie wkrótce, i poznasz sam, że na miłości nie można gruntować życia. Ja nie chcę popychać cię w przepaść namiętności. A zresztą, choćbym nawet pominęła to wszystko, nie mogę zadość uczynić żądaniom twoim przez wzgląd na nasze biedne dziecię, o którem zdajesz się zapominać zupełnie.
— Na dziecię nasze! zawołałem, nie mogąc pohamować się dłużej: odkądże przypomniałaś sobie, że jesteś matką? odkąd obchodzi cię dobro syna?
— Nie unoś się, przerwała mi znów z namaszczeniem Leonora; dotąd mogłam uczynić ofiarę z obecnej chwili, ale nigdy z przyszłości jego.
— Jakto? wyrzekłem, przerażony prawie spokojną bezczelnością tej kobiety: ty uczyniłaś ofiarę? jaką? Syn twój nie zna cię i nie znał nigdy, nawet gdy pozostawał w rękach twoich. Ale ja nie przyszedłem robić ci wyrzutów; zostawmy przeszłość w pokoju. Teraz syn twój znalazł matkę w innej kobiecie, czy chcesz mu ją odebrać?
Mimowolnie prawie w uniesieniu mojem odwołałem się do jej serca, jak gdyby ona je miała.