Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo pan nas już nie kochasz, skoro chcesz porzucić, szepnęła.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
— Więc, spytałem, tak bardzo żałować mnie będziesz?
— Ach! zawołała, ten dom wyda mi się pustką i grobem.
— A jakże było dawniej, przed przyjazdem moim?
— Ja nie wiem już, odparła Anielka z namysłem; zapomniałam już, to tak dawno!
— Żyłaś w tym pustym domu Anielko, kwitłaś w tym grobie, byłaś jego słońcem i radością, poznałem cię uśmiechnioną, swobodną, szczęśliwą.
— Tak jest, odparła: byłam szczęśliwą, teraz nią być nie potrafię bez ciebie.
Zachwycony tem prostem wyznaniem, topiłem wzrok w jej oczach, i miałem ochotę klęknąć przed nią i dziękować za rozkosz, jaką darzyła mnie każdem słowem, i pragnąłem słuchać jeszcze.
— A zkądże ci myśl przyszła, pytałem, pokochać mnie starego, pomimo łysiny, siwiejących włosów i zapadłych skroni?
— Czyż ja wiem? odrzekła patrząc na mnie niepewna, czy ma frasować się czy uśmiechnąć. To prawda że takim wydałeś mi się na pierwsze wejrzenie. A jednak twarz twoja poważna, od razu wpiła się w pamięć moją, widziałam ją zamknąwszy oczy, bo miała dla mnie dwa największe uroki: smutku i dobroci. Nie wiedziałam czemu, ale byłabym dała życie, by wywołać uśmiech na twoje usta,