Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Usiadłem przy niej i wziąłem jej wychudłą rękę.
— Ach! jak dłonie twoje pałają! zawołała z tym ruchem sobie właściwym a tak bolesnym, podnosząc głowę i wlepiając we mnie zagasłe oczy.
— Jeździłem konno, odrzekłem, starając się zapanować nad wzruszeniem głosu; koń był twardy i zmęczył mnie trochę.
Nastała chwila milczenia, wśród której ciążyły na mnie jej martwe źrenice, a raczej jej duch starał się odgadnąć głąb myśli moich. Wreszcie odwróciła smutnie głowę i westchnęła; nie mogłem znieść tego milczenia, wśród którego zdawało mi się, że usłyszy bicie mego serca; nie wiedziałem jak go przerwać, słowa plątały mi się na ustach.
— Może ci co przeczytać? spytałem w końcu widząc książkę rozłożoną na stole.
— Dobrze, ja tak lubię słyszeć dźwięk twego głosu!
Zacząłem czytać ale co? nie wiem doprawdy. Oczy moje chodziły po kartach, machinalnie wymawiałem wyrazy, myśli były pomiędzy Anielką a Władysławem i szalały mi w mózgu. Co on jej mówił? co ona mu odpowiadała? Sekundy zdawały mi się wiekami, drżałem na każdy szelest, tętna wszystkie uderzały tak gwałtownie, że gdyby ich nie głuszył głos mój, matka musiałaby je usłyszeć.
Zwolna głos mój podziałał na zmęczone zmysły chorej, zamknęła oczy i usnęła; ja niezdolny na co bądź zwrócić uwagi, czytałem ciągle jak automat w ruch wprawiony.
Jak to długo trwało, nie wiem. Drzwi skrzypnęły lekko i ukazał się w nich Władysław; spojrzałem