Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem w nim ani obrażonej dumy, ani draśniętej miłości własnej, ani zawiści przeciwko tej co nim wzgardziła, tylko cierpienie prawdziwego uczucia, którego nie mógł od razu zagasić w sercu.
Wtedy tknął mnie dziwny niepokój, dla czego ukrywałem przed nim to, co zaszło, i sam nieszczęśliwy stawałem na drodze dwojga ludzi, którzy kochali się może wzajemnie. Nie, cokolwiek kosztować mnie to miało, choćby ostatnią pociechę sierocego bytu, powinienem był umieć cierpieć i nie zostawić współzawodnikowi memu żadnej moralnej wyższości.
— Kuzynka moja, wyrzekłem po chwili: przyjęła wiadomość o uczuciach pana ze łzami, których powodu matka moja wybadać nie mogła; ale odrzuciła je stanowczo i oświadczyła, że pragnie pozostać wolną, nie chce opuścić opiekunki swojej.
To wszystko wypowiedziałem od razu, jednym tchem, jakbym się lękał, że przerwawszy mowę moją, skończyć jej już nie potrafię.
— Boże! zawołał Władysław podnosząc nagle rozjaśnione czoło: kto mógł pomyśleć o tem, by opuściła matkę pana? kto śmiał odezwać się z podobnem słowem? Ja chciałem tylko trochę nadziei, że serce jej może skłonić się do mnie; chciałem mieć prawo czuwania nad jej życiem i zdrowiem. Czekałbym na nią spokojny, szczęśliwy lata całe, lub przyjął wszystkie warunki, jakieby mi nałożyć chciała.
Więc on miał zawsze zwyciężyć mnie szlachetnością swoją! pomiędzy nami walka była nierówna.
— Powiedz jej to pan sam! zawołałem uniesiony dziwną dumą, i wyrozumiej jej serce.