Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz że mnie to szkodzi, odparłem łagodnie, więc powiedz mi co ci jest?
— Ach Boże! ja sama nie wiem doprawdy. Po tem wszystkiem co ciocia mówiła, łzy cisnęły mi się do oczu. Dla czego ludzie patrzą na mnie, kiedy ja o to nie dbam? dla czego myślą o mnie, kiedy ja nie myślę o nikim?
Były to słowa kapryśnego dziecka, nie podobne do jej zdrowego rozumu i dobrego serca, nie brałem ich więc na seryo. Dowodziły mi one tylko jej rozdrażnienia i wewnętrznego rozstroju; więc patrzyłem na nią ze smutnem zdziwieniem.
Ale w tej chwili znowu łzy strumieniem rzuciły się z jej oczu.
— Anielko! zawołałem: ty coś ukrywasz przedemną.
— Puść mnie pan, daj mi się wypłakać swobodnie; czy nie widzisz jak mi tego potrzeba?
I wyrywając się z rąk moich, pobiegła jak strzała szybko ku dworowi.
Nie poszedłem za nią, pozostałem na miejscu, nie pojmując co się z nią działo, przerażony stanem gorączkowym tej cichej, rozsądnej istoty.
I nowe wątpliwości nasuwały mi się do myśli. Dla czego płakała Anielka? czy rzeczywiście nie kochała Władysława? może odrzuciła go przez poświęcenie tylko dla matki mojej — dla nas wszystkich, którym była tak potrzebna? może żałowała słów stanowczych wymówionych przed chwilą? Wszystko to mieszało się w głowie mojej chaosem. Nie mogąc prawie wytrzymać na miejscu, kazałem osiodłać sobie konia i puściłem się w cwał, nie bacząc gdzie jadę.