Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi nie sprawiła przykrości niebacznemi słowami, rozumiałem to i wyrzekłem:
— Bądź spokojna, nie powiedziałaś o mnie nic nowego, nic coby mnie ukłuć lub zaboleć mogło; odkryłaś mi tylko swe poczciwe serce.
— A dla czegóż patrzałeś pan tak smutno na mnie? spytała z niedowierzaniem.
— Patrzałem smutno, bo wzrok mój stał się takim, bo myślałem o wielu rzeczach, które czasem przychodzą mi do głowy. Myślałem o sobie i o tobie Anielko, porównywałem nas oboje. Ty stałaś się aniołem opiekuńczym tego domu, którego ja byłem złym duchem; tyś koiła cierpienia sprawione przezemnie, byłaś prawdziwą córką dla matki mojej w czasie gdym ja zapominał swych obowiązków, i byłem smutny, bom się wstydził przeszłości.
— Nie myśl pan o niej! zawołała dziewczyna; to nie zda się na nic. Dziś powróciłeś pan tutaj, kochasz tych, którzy cię kochają.
Miała słuszność: próżne żale nie naprawią niczego. Ze zwykłym sobie praktycznym zmysłem, nic nie wymawiając, dała mi to uczuć od razu. Zresztą nie zastanowiła się nawet nad tem, co mówiłem o niej; nie uznawała się za godną pochwał, nie traciła czasu na zbijanie ich próżne. Ciotka była dla niej matką prawdziwą; cóż dziwnego, że miała dla niej uczucie córki? wiedziała, że ja byłem koniecznie potrzebnym do jej szczęścia, i kochała mnie o tyle, ile kochała mnie ona. Sam przez się istniałem dla niej tylko jako istota cierpiąca. Serdeczna i litościwa, chciałaby była ulżyć mi żalu, ale nie wiedziała