Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy dziecięcej, usta srebrnego śmiechu pierwszej młodości, tylko obok tego nabrała powagi, myśl jej dojrzała wśród podjętych trudów, ludzie przywykli szanować ją i słuchać, bo czuli, że zasługiwała na to.
Te wszystkie myśli i uwagi przechodziły przez głowę moją, gdym patrzał na nią z za drzwi uchylonych rozmawiającą z matką moją, i ogarniało mnie rozrzewnienie dziwne, stałem w miejscu zapatrzony. W tej chwili matka zażądała czegoś; Anielka obróciła się szybko, by jej usłużyć, i zobaczyła oczy moje utkwione w siebie. Przypomniała sobie pewno wyrzeczone słowa, bo twarz jej oblała się płomieniem; jednak nie zdradziła pomieszania swego najlżejszym wykrzyknikiem, by nie ostrzedz chorej o obecności mojej. Zarumieniona wyszła z pokoju, dając mi znak milczenia.
— To brzydko podsłuchiwać cudzą rozmowę! zawołała, skoro głosy nasze dojść jej nie mogły; ciocia zmartwiłaby się, gdyby wiedziała, że ją pan usłyszał.
— Dla czego Anielko? odparłem rozśmieszony jej poważną minką; już dość za ciekawość ukarany jestem. Czy doprawdy znajdujesz mnie tak bardzo starym?
Pierwszy raz wówczas nazwałem ją po imieniu. Dla czegóż tego uczynić nie miałem? nie byłoż to dziecko w obliczu starca prawie?
Anielka spojrzała na mnie zakłopotana, nie wiedząc czy ma śmiać się, czy płakać, choć w głębi jej łez nawet było szlachetne uczucie; lękała się czy