Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daleki, poznałem lepiej jeszcze, gdym drżał o życie twoje. Matko, jakie ciężko musiałem zawinić, gdyś zwątpiła o sercu mojem.
— Nie, nie zwątpiłam nigdy, wrzekła, przygarniając głowę moją do swej piersi; wiem, że kochałeś mnie zawsze w szczęściu czy w niedoli, blizki czy oddalony; ale wiem także, iż matki synom wystarczyć nie mogą; nie chcę krępować młodości twojej.
— Młodości mojej! powtórzyłem smutnie; młodość moja przeszła niepowrotnie, na czole mojem znajdziesz zmarszczki, włosy opadły mi z głowy jak próżne marzenia z serca, pragnę już tylko ciszy przy tobie, i zwyczajnego życia domowych trosk i uciech, któremi pogardzałem tak niebacznie. Matko, zostanę tutaj na zawsze, bo tutaj tylko jeszcze szczęście znaleźć mogę.
Ale z mowy mojej matkę uderzyło to najwięcej, że cierpienia życia zestarzyły mnie przed czasem, i skwapliwie przesunęła mi ręce po twarzy i głowie dla sprawdzenia słów moich, i westchnęła wlepiając we mnie oczy zagasłe, jakby szukała ostatniego promienia wzroku, ale znalazła w nich łzy tylko, które ciche i ciężkie jak roztopione brylanty spłynęły zwolna.
— Mów mi o sobie Kazimierzu, wyrzekła w końcu: bo ja już nic nie wyczytam z czoła twojego; mów do mnie, niech słyszę przynajmniej kochany dźwięk twego głosu.
— I cóż ci powiem? odparłem cicho, bo łzy jej padały mi na serce niby ołów kipiący. Było mi źle na świecie, pragnąłem wiele a nic nie znalazłem,