Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet marzeniem przykrem, usteczka jego różane poruszały się równym oddechem.
— Nie poznałbyś go pan, wszak prawda? szepnęła Anielka, wskazując mi go z dumą macierzyńską prawie.
Myliła się, poznałbym go był wszędzie: ta drobna dziecinna twarzyczka zbyt wybitne przedstawiała podobieństwo z Leonorą. Staś był piękny jak ona; odnalazłem w nim też same delikatne rysy, toż dumne czoło, na które spuszczały się pukle jasnych kręconych włosów, i zadrżałem ze wzruszenia, szczęścia i bólu, bo to podobieństwo, o którem nie pomyślałem nigdy, przywiodło mi na pamięć cały smutny korowód zatartych wspomnień. Więc nic tej przeszłości zniweczyć nie mogło! odzywała się ona do mnie nawet w rysach dziecka, witała na progu rodzinnego domu. Z pochyloną głową stałem nad śpiącym synem, pożerając go nieledwie smutnym wzrokiem, zapytując samego siebie w głębi ducha, czem ja będę dla niego? czy to dziecinne serce otworzy się dla mnie? czy te usteczka poruszą się uśmiechem i słowem miłości? Nie wiem czy Anielka wyczytała te myśli z twarzy mojej, bo odezwała się jakby odpowiadając na nie:
— Staś pozna pana od razu; codzień przypatrywał się portretowi ojca, codzień rano i wieczór modlił się o szczęście i powrót jego.
Podniosłem głowę spoglądając na nią z serdecznością, i spotkałem jej ciemne łagodne oczy, utkwione we mnie z dziwnem współczuciem,