Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągłe; na pozór zgodziłem się z losem moim, z dolą samotną; ludzie mogli znać mnie długo i nie domyślać się, że w głębi piersi mojej jest rana niezagojona. Jednak do kraju nie miałem odwagi powracać, jakbym przeczuwał, że tam cierpienia odżyją we mnie z nową siłą, że z usposobieniem mojem mogłem tylko znosić życie pełne zmian, ruchu i nowości. Potrzeba mi było koniecznie zagłuszyć owo wewnętrzne ja, odzywające się niekiedy tylko z nieprzepartą mocą, choć serce ciągnęło mnie tam od dawna, choć zawsze i wszędzie w myśli mojej jawiła się anielska główka mego syna i poważna a smutna twarz matki jak dwa promienie w ciemnej przeszłości mojej. Ale z czemże powracać miałem? czy na to, by znów zakłócić ciche ściany rodzinnej wioski gorączkowem usposobieniem i walką ze światłem? czy na to, by znów chmury mego czoła osmucały bladą twarz matki i rzucały cień złowrogi na kolebkę dziecka? Wahałem się więc i zwlekałem ostateczną odpowiedź, gdy niespodziane wiadomości odebrane z kraju przecięły wahania moje. Wieści te były złe bardzo. Matka moja od dawna delikatna i cierpiąca, teraz zapadła mocno, a prócz tego zagrożoną była utratą wzroku. Napisała do mnie słów kilka drżącą ręką, prosząc, by mogła zobaczyć mnie jeszcze, nim na wieki zamkną się jej oczy. Resztę dopisała nieznana mi ręka.
Ten list dotknął mnie jak grom niespodzianie. Dotąd matka nie skarżyła się nigdy, nie wspominała o zdrowiu ani oczach swoich, czasem pismo jej było drżące i nieczytelne, ja nie zwracałem na to