Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szłość równie jak przyszłość nie miała uroku dla mnie, była mi pustką i niczem. Dziecię sierota oto był cały skarb mój; powróciłem z nim do matki jak syn marnotrawny, a matka przyjęła mnie jak może tylko aniołowie w Niebie lub czasem matki na ziemi zbolałe dziecię przyjąć umieją. Bez wyrzutów, pytań ani pożałowań, wskazała mi dawne miejsce obok siebie, przytuliła mnie i syna mojego do piersi. Gdyby nie to dziecię, mógłbym był może wierzyć, żem prześnił złym snem lat kilka; tak wszystko po dawnemu szło w domu matki mojej, tak wszystko pozostało na miejscu, niby w oczekiwaniu powrotu mego. Ale któż potrafi wyrwać z serca pamięć dni przebolałych? Pod wpływem cichych ścian domowych, otoczony macierzyńską miłością, nie odnalazłem straconego szczęścia; życie moje bezpowrotnie złamane było, ja sam ponury, zrozpaczony, próbowałem daremnie snuć dalej nić istnienia; ręce moje opadły bezsilne, myśl zmordowana wymykała się z pod kierunku woli, serce zbolałe i zrażone zamierało w piersi.
Są momenta przejścia w życiu człowieka, które wprawiają go w odrętwienie ducha, w rodzaj letargu podobnego do śmierci. Ja sam nie mogłem odnaleźć siebie.
O Leonorze nie mówiliśmy nigdy, matka moja czuła się współwinną tej wielkiej omyłki serca, wychowaniem jakie mi dała: ona także widząc ruinę szczęścia mego, musiała w głębi ducha zwątpić o tem wszystkiem, w co wierzyła dotąd, ale miała odwagę milczenia. Jam nie był w stanie dotknąć myślą na-