Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, wyrzekła; zapóźno dla szczęścia mojego. Czy dziś bogactwo wrócić mi może wszystko co mi nędza odjęła? Czy wskrzesi ojca mojego i tę dawną istotę, jaką ja byłam za dni szczęśliwych.
Zamyśliła się; wsparła głowę na ręku i myśl jej odbiegła od obecnej chwili i błąkała się gdzieś daleko w krainie pamiątek.
— A jednak, wyrzekłem, przed chwilą byłaś szczęśliwą tym niespodzianym zwrotem losu.
— Pieniądz to potęga, odparła sucho; zanadto nienawidzę ludzi, bym nie radowała się tem wszystkiem, co mi daje władzę nad nimi. Czyż nie wiesz o tem?
Nie, nie wiedziałem, Leonora była dotąd dla mnie sfinksem tajemniczym, którego zaledwie kilka wyczytałem hieroglifów. Jednakże to zdanie wypowiedziane z zimną zaciętością, zabrzmiało mi przykro z jej ust, oszpeciło dla mnie piękne jej rysy. Nie byłem w stanie pojąć tego uczucia, dotąd nie znałem nienawiści, nie czułem się w prawie pogardzać współbraćmi jakiekolwiek były ich wady i winy. Cierpienie, które młodość jej zmroziło w zawiązku, mnie nauczyło rozumieć a zatem przebaczać.
— I cóż ci przyjdzie, rzekłem smutnie z potęgi nad istotami, któremi gardzisz. Czyż warto dla nich marnować czas i życie?
Leonora spojrzała na mnie z rodzajem politowania, jak gdybym nie był w stanie jej pojmować, ale było w fazie wylanie i mówiła dalej, upajając się nieledwie własnemi słowy:
— Ci sami, którzy dawniej odwrócili się odemnie, dziś szukać będą spojrzenia mego, żebrać o uśmiech,