Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciał pracować dla niej i poświęcał wszystko bez wahania, tak dziś spoglądał na nią z rozkoszą, gdy strojna jechała na bal, dostatek jej był dla niego dostatkiem, jej szczęście było szczęściem jego. Człowiek ten przywykł do wyosobienia się, on sam był z pewnością ostatnią istotą o której pomyślał: ja szanowałem w nim ten typ tak rzadki a tak naiwny; zresztą spotykaliśmy się w jednem uczuciu, w miłości dla maleńkiego Stasia mego.
Dla niego syn Leonory był istotą wyjątkową w ludzkości; rujnował się dla niego na cacka i łakocie zanim dziecię mogło rozróżnić przedmioty.
Dnia jednego o niezwykłej porze, Onufry przybył do nas. Twarz jego zmarszczona, żółta i przygasła, teraz promieniała. Nie zważając na mnie, nie witając się prawie z rozwianym rzadkim włosem na głowie z drżącemi rękoma, zbliżył się do Leonory trzymając jakieś pisma. Żona moja w rannym negliżu siedziała przy herbacie; widząc go w tym stanie podniosła wzrok zdziwiony i spoglądała na niego.
— Pani moja! zawołał starzec przerywanym głosem: nie żałuję niczego, umrę szczęśliwy.
Więcej nie mógł mówić, łzy rzuciły mu się z oczu. Leonora cofnęła się niespokojna, czy jaka niespodziana wiadomość nie pomięszała mu zmysłów.
Ja zaś zbliżyłem się do niego, badając o przyczynę tych słów. Starzec odsunął mię prawie.
— Tak jest, mówił zwracając się do Leonory, tu dowód, wszystko zwrócone.
Zwrócone? Co zwrócone? pochwyciła badawczym urywanym głosem, powstając, i wpatrując się w niego tak, jakby głąb myśli wyczytać chciała.