Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiertelnie smutną układałem twarz i słowa, by potem zmordowany, podwójnie czuć gorycz mojego położenia i z nowym szałem zatapiać się w rozpaczy. Zresztą ja tak od razu nie przyjąłem tego wyroku nieszczęścia, co chwila łagodziłem samego siebie, wmawiałem nadzieję straconą od dawna, budziłem znów zmartwych marzenia, bo przyjąć losu, jaki sam zgotowałem sobie, nie mogłem od razu; żywotność natury mojej sprzeciwiała się temu. Trzeba było, by wprzódy duch mój osłabł w bezsilnej walce, zatruł się bezsilną rozpaczą, rozbił się o niepodobieństwo, zanim poddał się ostatecznie i potrafił oko w oko zmierzyć się z przyszłością.
Próbowałem wszystkiego, czego człowiek próbować może; zwiedzałem z żoną moją obce kraje, żyliśmy w świecie, chciałem zbudzić w niej jaką bądź strunę, chociażby miłości własnej, i struna ta zadźwięczała mi jedna. Leonora lubiła błyszczeć; gdy piękność jej podniesiona świetnym strojem gasiła wdzięki innych kobiet, gdy w koło rozlegał się szmer pochlebstwa, uwielbień, zazdrości, wówczas dziwny uśmiech roztwierał jej usta, czoło surowe rozjaśniało się dumnie, i postać ta zamarła zdawała się odżywać tajemniczem życiem. Z radością spoglądałem z razu na tę zmianę; sądziłem, że po zbudzeniu się tego pierwszego kobiecego uczucia, zbudzą się inne, że nastąpi w końcu owo przetworzenie moralne oczekiwane z takiem upragnieniem. Omyliłem się: Leonora rzuciła się w wir świata, ale dla tego nie stała się ani bardziej wylana, ani kochająca, ani szczęśliwsza; z rodzajem zimnego postanowienia, z jakiem