Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szczęście moje w jej ręku tylko, odparłem ze spokojem, jaki daje każde niezłomne postanowienie.
— W jej ręku tylko! wyrzekła matka z lekkim wyrzutem. Czyż być może, by dni kilka zmieniło zasadnicze prawa twego istnienia? Dni kilka temu nie znałeś jej nawet, nawet nie wiedziałeś, że istnieje!
— To próżne słowa, odparłem; nie pamiętam czem byłem już przed dniami kilku, zdaje mi się, że żyć zacząłem od chwili gdym ją pokochał.
Matka moja umilkła; zrozumiała, że wszystko było daremnem.
— Daj Boże, wyrzekła tylko, byś był szczęśliwy, dziecię moje!
I z cichą modlitwą wzniosła oczy do nieba.
Niestety, ta modlitwa nigdy wysłuchaną być nie miała.
Jednak rozmowa ta, smutek matki mojej, wywarły na mnie dziwne wrażenie, niepokój ogarniał mnie coraz większy, im bardziej zbliżała się stanowcza chwila; szukałem ukojenia przy Leonorze, ale nie znajdowałem go, przyjmowała mnie zawsze jednako przyjaźnie, ale nic nie zdołało stopić tego chłodu, jaki ją otaczał.
Położenie moje było trudne; dając wszystko, lękałem się czegobądź wymagać w zamian, lękałem się czembądź obrazić jej dumę. Daremnie miłość niweczy wszystkie względy świata i równymi czyni tych, którymi rządzi; pomiędzy nami być jej nie mogło. Czyż godziło mi się żądać więcej niż dać mi mogła? czyż miałem prawo się uskarżać, gdy za dni kilka miałem zostać jej mężem? A jednak smutek bez na-