Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leonora przyjęła matkę z tą samą pokorną dumą; jeśli tak wyrazić się można, z jaką przyjęła oświadczenie moje; ale jej macierzyński uścisk nie wywołał w niej wzruszznia, ale choć schyliła czoło po jej błogosławieństwo, nie podniosła go rozjaśnionego nadzieją ani miłością. Nie uchyliła w niczem żadnej zewnętrznej formie, a jednak matka moja posmutniała patrząc na nią.
Stosunek nasz był dziwny bardzo; żadne słowo żadne wylanie nie zbliżyło nas pomiędzy sobą: nie znalem jej ani lepiej, ani więcej jak w dniu pierwszego widzenia. A jednak namiętność moja wzrastała z dniem i z chwilą każdą, rozdrażniona tym niemym oporem, jaki mi stawiał duch tej kobiety. Ja kochałem ją z szaleństwem lat dwudziestu, pierwszej miłości, blizkich zaślubin, marzonego szczęścia.
Dnia pierwszego spotkania pomiędzy narzeczoną a matką moją, oboje w milczeniu wracaliśmy do siebie; powóz toczył się szybko, matka spoglądała czasem na mnie z niepokojem, tłumiąc westchnienie, a jam nie śmiał zapytać jej o przyczynę smutku. Powóz zatrzymał się przed hotelem; wysiedliśmy, poprowadziłem ją po wschodach aż do drzwi mieszkania, i odejść chciałem, ale matka zatrzymała mnie.
— Zostań Kazimierzu, wyrzekła, tak dawno nie rozmawialiśmy z sobą.
Zostałem, ale z instynktową trwogą; lękałem się tej rozmowy, przeczuwałem, że cierpieć będę, a wówczas jeszcze nie przywykłem do tego. Matka usiadła, usiadłem przy niej; wtedy przygarnęła miłośnie