Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z cichą trwogą i skupieniem ducha. Kobieta nie zdawała się zwracać uwagi na liche otoczenie swoje; czy wiedziała, że nosiła z sobą wszędzie atmosferę sobie właściwą, czy pogrążona w ponurej rozpaczy nie raczyła zwrócić nawet uwagi na nizkie bielone ściany, na biedne sprzęty swego mieszkania. Widocznie jednak zastosować się chciała do nowego położenia: na stole leżała robota zaczęta, a jej alabastrowe palce nie przywykłe do igły, nosiły ślady drobnych ukłóć. Wzrok mój zatrzymał się na tej ręce wytwornej, pieszczonej, skazanej na powszednią pracę. I wzruszenie moje silniejsze było od woli, nie mogłem przemówić słowa.
Leonora milczała chwilę, jakby zostawiając mi czas do namysłu; w końcu gdy cisza przedłużała się zbytnie, przemówiła pierwsza.
— Stary mój przyjaciel Onufry mówił mi, że pan jesteś wierzycielem mego ojca i że pragniesz mnie widzieć,
Te słowa przejęły mnie zimnym dreszczem; spodziewałem się co innego usłyszeć. Wymówione były głosem chłodnym, Podniosłem oczy: twarz jej była nieporuszona.
— Pani, zawołałem rozżalony: czyż powiedziano ci to tylko?
— Onufry mówił mi rzeczy tak dziwne, iż rzeczywiście upoważniłam go do przyprowadzenia tu pana; zresztą nie zapomnę nigdy, że pan jeden szedłeś za trumną ojca mojego i wspominasz go bez przekleństwa.