Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na usta moje, jednak nie byłem w stanie sformułować ich słowem, w duszy mojej było w tej chwili uroczysto jak w kościele, w rzeczywistości stąpałem wśród marzeń, a każde tchnienie było mi tchnieniem rozkoszy. Na rozkosz tę składało się wiele uczuć. Nie była to miłość jeszcze — ta więcej daleko tkwiła w wyobraźni mojej niż sercu, ale jakieś dumne upojenie, żem wystąpił z powszednich szlaków, jak błędny rycerz znalazłem pole działalności, życie moje przemieniałem w poemat i stałem się dla samego siebie bohaterem romansu.
Weszliśmy w końcu do dworku na Nalewkach. Onufry zastukał, drzwi się otworzyły, i ujrzałem się w obec Leonory. Czarna suknia ciężkiemi fałdami obejmowała jej kibić pełną, wysmukłą i rysowała lekko jej posągowe kształty, korona blado złocistych włosów zwieszała się nad jej czołem i ciążyła na karku w bogatych zwojach skręconych niedbale; ale twarz jej była biała jak wczoraj, bez śladu rumieńca i uśmiechu. Czoło było surowe, nieubłagane, a jasny wzrok spoczywał na mnie z nieujętym wyrazem litośnego badania. Spojrzenie to przeszyło mnie na wskroś i zmusiło spuścić oczy; jednak nie odwróciłem ich od niej, ale z rodzajem zachwytu utkwiłem je w jej ręce, w jej sukni, śledziłem jej powolne a wdzięczne ruchy, gdy w milczeniu wprowadziła nas do pokoju i wskazała mi krzesło siadając sama.
Pokój ten był bardzo skromny, ubogi; a jednak ona rozjaśniała go swą pięknością i nadawała mu niepospolite piętno; wchodziłem tu jak do świątyni,