Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwem w naszych ustach. Zamieniliśmy pierścionki, przeniewierzyłem się samemu sobie.
A teraz Łucya odzywała się do mnie, pamiętna może ostatnich słów moich i przysiąg namiętnych — marnych. Może zmieniły się warunki jej życia, znikły krępujące więzy, może dłużej znieść ich nie podoła, i zwraca się ku mnie bym je skruszył, może...
I serce moje biło najsprzeczniejszemi uczuciami, aż drżącą ręką rozerwałem pieczątkę...
Ale sen mój przeszłości trwał długo; gdym powstał i obejrzał się w koło, pijany jeszcze wspomnieniami, noc była już na schyłku, lecz przy niepewnym blasku jutrzenki próżno siliłem się odczytać jej pismo.
Skierowałem się machinalnie ku domowi, szukając światła, a tymczasem najrozkoszniejsze marzenia wionęły na mnie zwiększając jeszcze uczucie upokorzenia, jakiem mnie przejmował grzech chwili odstępstwa. Tak łatwo bierzemy za rzeczywistość pragnienia, wmówiłem w siebie, że ona mnie wzywa, uwierzyłem w to bez wahania i czułem to jedynie, że ją znów zobaczę, zobaczyć muszę, choćby jak dawniej w bólu i męce. A na tę myśl samą krew zalewała mi serce, przewidzenie tej chwili zabijało mnie prawie rozkoszą. Wówczas rozumiałem, iż mimowiedzy cierpienie stało się nam nierozerwalnym węzłem, że miłość tak jak suknia Dejaniry zrosła się na zawsze z istotą moją....
Na progu werendy, na tem samem miejscu gdziem zostawił wieczorem, stała matka moja. Postać jej wysoka, ciemną szatą odziana, roztapiała się w mroku porannym, i tylko głowa wsparta na ręce i zwrócona ku mnie świeciła w pół cieniu bladym włosem i bladością czoła. Stała tak może noc całą, odczuwając w głębi serca burze co mną miotały, ale usta jej nie wyrzekły pytania żadnego, umiała szanować milczenie, kochanie jej nigdy w moralne nie zamieniło się jarzmo. Matka moja nie by-