Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę rozłączenia; obojgu brakowało siły, wiedzieliśmy co nas czeka. Człowiek jest zawsze odważniejszy na ból nieznany, tajemnice cierpienia są tak straszne, że nigdy wyobraźnia nie sprosta rzeczywistości; ci co raz mężnie przenieśli tortury, nieraz potem zachwiali się na sam widok narzędzi męki; byliśmy jak oni w tej chwili konający duchem, wpółzwyciężeni boleścią przeszłą i przeczuwaną.
— Czemużeś powrócił, wyrzekła w końcu, jedynie by przerwać straszną ciszę, wśród której odchodziły nas zmysły i wola miękła.
Są chwile, których brzemię odbiera nam świadomość bytu, ogarnieni obumarłym spokojem nosimy w piersiach zatrutą strzałę, jak gdybyśmy jej nie czuli, bo wyczerpaną jest miara boleści.
— Nie mogłem cię porzucić, odparłem jednostajnym, rozbitym głosem, który w uszach moich nawet brzmiał fałszywo, siląc się próżno przypomnieć sobie własne wyrażenia. Nie mogłem cię tak porzucić bez ostatniego słowa pożegnania — nadziei.
Ale cierpienie przechodziło już u nas w tę straszną fazę, w której jednoczyć przestaje. Każde z nas zamknięte było w sobie. Łucya nie zrozumiała nawet tego odcienia w głosie wskazującego, że wyrazy są wyrazami tylko i przestały być znakami myśli. Mówiła jakby do samej siebie cicho, powolnie:
— I cóż, ja tobie powiem, co mogę powiedzieć.... Wszystko co zowie się w życiu słodyczą — odjętem mi zostało, nie znam nic z tego co jest nadzieją, Łamałam się przez wiele boleści, gorzkim mi był świat i twardemi ludzie, nigdy zmordowana nie znalazłam wsparcia...
Pierwsza to była skarga, którąm z ust jej usłyszał, trzeba było podobnej chwili, by wycisnąć ją z tego hardego serca.
— A ja, rzekłem porwany szałem, chwytając jej ręce, ja szlubuje ci przyszłość całą... nie masz nadziei, połóż