Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robione pieniądze. Jak szalony skoczyłem na brzeg. Przez te godzin kilka przeszedłem przez wszystkie fazy rozpaczy i tęsknoty, stoczyłem bój śmiertelny z samym z sobą, nadaremnie, i szedłem znowu bezsilny i pokonany znajomą drogą, a idąc, witałem z bijącem sercem, wszystko com porzucił, sądząc, że to już na zawsze.
Czas i przestrzeń, to tylko konwencyonalne pojęcia, niezerwane węzły dla powszednich ludzi, pajęcze nici, krępujące nieraz olbrzymów nawet nikłością swoją. Są godziny co starczą za lata, są lata nie mające wartości jednej chwili. Czułem to instynktownie, bo czas niknął dla mnie pod wpływem wyższej siły, wymykałem się jego wszechwładzy i mierzyłem go nie biciem zegaru, ale serca biciem. Dla mnie, od chwili gdym porzucił Łucyę, przeminęły wieki; więc nie wiedziałem jaką ją zastanę, i drżałem wstępując na próg jej domu, z rozłamanym duchem pomiędzy trwogą i szczęściem. Wszedłem cicho, w saloniku nie było nikogo, ale martwe przedmioty stały na miejscu, zdawały się witać dawnem obliczem, były mnie pełne. W wazonie stały kwiaty niezwiędłe przyniesione przezemnie, wachlarz i rękawiczki, które miała na morzu, leżały porzucone i nie oschłe jeszcze z wód słonych. Na stole poezye Lenau’a otwarte były w miejscu, którem jej czytał, pochwyciłem je, zdało mi się, że widzę ślady łez na karcie i zwyciężony niepojętem wzruszeniem ukryłem twarz w książkę i zapłakałem jak dziecko.
Jak długo tak pozostawałem nie wiem. Alinka z balkonu, gdzie się bawiła muszlami, spostrzegła mnie w końcu i przybiegła. Sądziłem zrazu, że nie zniosę widoku tej istoty, stojącej bezwiednie między mną a szczęściem; ale Alinka jak każde rozpieszczone dziecko odejść nie chciała nie zwróciwszy uwagi. Drobne jej rączki siliły się odebrać mi książkę, aż w końcu dziwnym wiedziona instynktem rzekła półgłosem wspinając się na paluszki i przykładając mi usta do twarzy: