Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostatni po izdebce, gdziem przeżył w kilku tygodniach życie całe, i zmarnotrawił to, co starczyć miało na długie lat pasmo. Chciałem wyjść jeszcze na wieżę i rzucić okiem na ten balkon, gdziem ją zobaczył raz pierwszy, alem się nie czuł na siłach, i wyszedłem pośpiesznie, jakbym wiedział, że za chwilę gorączkowe postanowienie moje zmięknie, energia się wyczerpie, jakbym chciał korzystać z tego paroksyzmu szału...
Szedłem szybko, nie oglądając się za siebie.
— Pójdź, rzekłem tylko do Brygidy, wlokąc ją prawie za sobą, pójdź obacz, że wykonam jej rozkaz, powiesz jej, że spokojną być może; powiesz jej że mnie już niema.
Parowiec Hamburgski odszedł już był od dawna, wiedziałem o tem, alem czekać nie mógł minuty jednej. W przystani, jak zawsze, stało pełno łodzi większych i mniejszych, wsiadłem w tę co najbliżej mnie była.
— Gdzie płyniemy? spytał mnie wioślarz, odbijając od brzegu.
Spojrzałem na niego nieprzytomnie, zdawało mi się że każden wiedzieć powinien rozpaczne postanowienie, i czytać na mojej twarzy, żem porzucał Łucyę.
— Do lądu, odparłem, gdzie chcesz, gdzie najbliżej, byle prędzej.
Helgolandczyk wzruszył ramionami, opuszczając wiosło.
— Trzeba większego statku, więcej ludzi, innego wiatru, mówił powolnie.
— Weź kogo chcesz, mówiłem niecierpliwy, byle prędko, byle prędko. Zapłacę ci co zażądasz. Jesteś młody, dodałem przypatrując się jego płaskim, kartoflanym rysom, i chcąc w tej bezdusznej twarzy poruszyć iskrę czucia, ożenisz się z narzeczoną, będziesz szczęśliwy — ot masz na huczne wesele.
Rzuciłem mu garść banknotów.
Chłopak spojrzał z niedowierzaniem na pieniądze i